piątek, 24 czerwca 2016

Rodziała 1.4

  Od wydarzenia z pękającymi oknami minął dosyć spokojny tydzień. Jednak wszyscy trzymali się od Teda z daleka. Pojawiały się również pogłoski. Rozsyłacze zapewne myśleli, ze młody Lupin pragnął upozorować napad, by stać się bohaterem co nowych historii.
  Tym razem w szkole kręciło sie Ministerstwo Magii. Jak tu czuć się bezpiecznie, skoro z jednej strony ma się kłamliwe MM, a z drugiej wroga o nieznanych zamiarach.
  Ted siedział rozmyślając tak na lekcji dosyć nudnej Historii Magii. Obok niego słuchał z zaciekawieniem profesora Will, który przez ostatni tydzień uważał Lupina za swojego najlepszego przyjaciela i wszędzie za nim chodził.
  - To kto mi powie do czego przyczyniła się sławna czarownica... - Ted nie usłyszał już ostatnich słów profesora, ponieważ było coś, co zainteresowało go za oknem.
  Krzątała się tam dziewczyna o czarnych włosach i płakała.
Zza dziedzińca ujrzał blondyna, który szedł w stronę dziewczyny wolnym krokiem.
  Usiadł koło niej i zaczął wyrywać z jej ręki jakiś świstek. Dziewczyna nie chciała mu go oddać, ale jemu udało się wyrwać z jej ręki.
Wstał i krzyczał coś do dziewczyny, ciesząc się przy tym.
  - Ted! Ted! - krzyczał jakiś głos w jego głowie.... chwila... to nie była jego podświadomość!
Jego przyjaciel trząsł nim jak pluszakiem, a on dopiero teraz to poczuł. Sądząc po bólu ramienia trwało to dłuższą chwilę.
  - Will! Przestań! To naprawdę boli!
  - No coś ty? A mnie boli to, jak mnie ignorujesz. - Odpowiedział przyjaciel z niemałą goryczą w głosie.
•••••••
  - Co się z tobą dzieje, Lunatyku? - Will zaczął go tak nazywać ze względu na jego częste zamyślenia. A może dlatego, że lunatykuje i nawet o tym nie wie?
  - Mówiłem ci, nie nazywaj mnie tak. - Odparł Lunatyk z zamyśleniem.
  - Dobra, chciałem tylko powiedzieć, że jutro jest mecz Quidditcha. Gra nasz dom przeciwko - jak to puszą się wszyscy Gryfoni - z Niezwyciężonymi Gryfonami.
  - Nie, nie chciałeś tego powiedzieć. Po prostu zmieniasz temat. Poza tym nie wrzucaj wszystkich do jednego wora. - Odpowiedział dalej z pewnym zamyślenie. - Słuchaj, widziałem dzisiaj rano na lekcji, jak jakiś chłopak krzywdzi dziewczynę... Znaczy nie wiem co zaszło, ale pokłócili się o jakiś świstek.
  - Odpuść. - powiedział mu przyjaciel, po czym wyszedł z pokoju, ale po chwili wrócił. - Idziesz na trening Gryfonów podpatrzeć ich taktykę i przy okazji zmotywować ich do przegranej?
  - Przecież to zabronione. - Tym razem Ted się ożywił.
  - Zawsze byłeś taki grzeczny? - uśmiechnął się, po czym wyszedł z szalikiem w barwach Hufflepuffu.
  Dopiero teraz młody Lupin dostrzegł jego prawdziwe oblicze. Jednak jedno było pewne. Mimo niechęci do czarodziejów przydzielonych do domu Godryka Gryffindora, Will wykazał się przez ostatnie dni wiernością dla swojego przyjaciela. Ted nie bardzo wiedział w czym rzecz, z czego bierze się ta nienawiść, ale nie miał przyjacielowi tego za złe.
  Wziął swój szalik w żółto czarnych barwach z wyhaftowanym borsukiem i pobiegł za przyjacielem.
Jego przyjaciel wykazywał się zawsze wspieraniem, więc wkońcu Ted był mu winien również wspieranie, bo przecież byli przyjaciółmi.
••••••••
  Przekradli się razem na trybuny i obserwowali ciężko ćwiczących Gryfonów. Trening, jak trening. Podawali do siebie kafel, a co jakiś czas jeden z graczy celował z wielkiej odległości w pętle. Widać, ćwiczyli trafianie z dużego dystansu. Jednak sprawne oko Teda dojrzało pewną zmianę w całym szyku.
  Jeden ze starszych uczniów z domu lwa, podczas lotu na miotle zrzucił na koleżankę jakiś pył, który ledwo było widać.
  - Will - Ted szturchał przyjaciela - widzisz to co ja?
  Zaraz po jego słowach Gryfonka zachwiała się nic nie widząc i spadla z miotły.
Chłopcy zaslonili oczy z przerażenia.
  - Trzeba jej pomóc! - krzyczał Lupin.
  Gdy otworzyli oczy ujrzeli materace, których wcześniej nie było. Materace, które miały na celu zamortyzować upadek i dzięki magicznym właściwością posłać z powrotem na miotłę.
  Dziewczyna zaprezentowała giętkość i elastyczność swojego ciała, po czym wróciła do treningu.
  - Jak ona spadła? - dopytywał przyjaciela Will - To wyglądało jakby ktoś ja zrzucił, ale nikogo koło niej nie było.
  - Obawiam się, że dom lwa zaczął stosować niedozwolone sztuczki. - Zamyślił się. - Tylko pytanie czemu?
  - Lepiej stąd chodźmy, Ted. - szeptał młody Puchon.
  - A czy nie powinniśmy się dowiedzieć więcej na temat ich taktyki? - Szeptał zafascynowany Lupin.
  Był gotowy przekonywać przyjaciela o korzyściach jakie zdobędą, gdy rozprawią się z oszustami. I przede wszystkim jaką będą mieć satysfakcję.
Jednak nie zdążył nic dodać, ponieważ wyprzedzili go w tym starsi Gryfoni.
  - Podglądacze! - krzyknął jakiś młody gracz domu lwa.
Ted w tych ciemnościach nie mógł przyjrzeć się biegnącemu chłopakowi.
  - Powinniśmy wiać! - Krzyknął na cały głos przyjaciel. Już bez żadnych skrupułów, bo i tak ich zauważyli.
  Zeskoczyli z trybunów i zaczęli biec ile sił w nogach. Niestety starsi uczniowie dysponowali najnowszymi modelami mioteł, takich jak: Błyskawica 50, parę różnych Nimbusów, oraz najznamienitsza, najlepsza i najtrudniejsza do zdobycia Błyskawica Śmierci. Była szybka i trwała, więc kapitan - wnioskując po oznaczeniach kapitana, oraz jego wcześniejszych instrukcji w stronę kolegów - który właśnie na niej lecial dosięgnął dwóch pierwszoroczniaków w czasie krótszym niż minuta.
Powalił uciekinierów na ziemię i sam zsiadł z miotły.
  Młodzieniec z szóstego roku miał ciemno brązowe włosy. Gdy zdjął gogle do Quidditcha można było ujrzeć pogodny wyraz twarzy z piwnymi oczami. Nie był wkurzony, jak trzecioroczniak, który pierwszy zauważył podglądaczy, był wręcz rozbawiony zaistniałą sytuacją.
  - Hej młodziaki, nie powinniście tu być. - Cały czas był rozbawiony, co zbiło z tropu chłopców. - Jesteście szybcy i widać, że lubicie Quidditcha. Za rok powinniście pomysleć o karierze gracza, nowy gracz to nowy skarb dla całej drużyny.
  - Czemu to nam mówisz? - Will mówiąc to, próbował opanować drżenie dłoni.
  - Nie mam wam za złe tego, że podglądaliście. - W tym momencie zaczął wichrzyć czuprynę Teda. - W waszym wieku też zawsze podglądałem, jak starsi z różnych domów grali.
Edward wyczuł, że chłopak nie ma złych intencji, więc pragnął jak najszybciej rozwiać wątpliwości związane z magiczną taktyką.
  - Jestem Ted - podał rękę szóstoklasiście i się uśmiechnął.
Gryfon odwzajemnił uśmiech i również się przedstawił:
  - Benjamin Longbottom.
  Chłopców zamurowało, no bo w końcu kazdy dzieciak znał historię o Harry'm Potterze i jego przyjaciołach. Oraz o tym, że mają dzieci, ale jeszcze zbyt małe na Hogwart. Może to tylko zbieg okoliczności, że się tak nazywa - myślał Ted.
  Zapomniał już o magicznym proszku i niedozwolonej taktyce. Teraz nurtował go i ciekawił tylko Benjamin.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 1.3

   Gdy skończyła się uczta, Ted od razu pobiegł za uczniami ze swojego domu, by dostać się do dormitorium. Obawiał się, że droga będzie nie do zapamiętania, i że gdy będzie wracać z lekcji, zamiast do dormitorium wejdzie do łazienki dziewcząt. Na szczęście pokój wspólny Puchonów znajdował się zaraz niedaleko kuchni. Uczniowie zebrali się zaraz za wejściem i wnęką z beczkami, a zaraz potem rozstąpili się na surowe słowa prefektów.
   - Przejście! Przejście dla prefektów, pierwszoroczniaki!
   Nikt się z nimi nie wspierał, ponieważ darzono ich szacunkiem i podziwem.
   Zastukali w beczkę w rytmie "Helga Hufflepuff", a drzwi otworzyły się i uczniowie wbiegli zaraz za prefektami do środka. Ted pobiegł zaraz za chłopcami do męskiego dormitorium i rzucił swoje rzeczy na łóżko koło okna.
   Zaczęło padać. Padało coraz mocniej, a on cieszył się, że był już w ciepłym dormitorium. Postanowił posłuchać opowieści swoim rówieśników, więc wstał wreszcie z łóżka i poszedł do pokoju wspólnego.
   Zastał tam tylko dwie osoby. Jedną z nich była dziewczyna wyglądająca na piątą, albo może szóstą klasę. Obok niej siedział chłopak w podobnym wieku i trzymał dziewczynę za rękę. Ted poczuł się nieswojo, ponieważ dziewczyna spojrzała w jego stronę, a on musiał odwrócić wzrok, bo niegrzecznie było się tak gapić z jego strony. Zdziwił się, ponieważ dopiero co w dormitorium panował w harmider, a teraz pozostał jako jedyny pierwszoroczniak.
   Wyszedł więc z dormitorium i udał się w stronę pustego korytarza. Idąc tak, słyszał głosy dochodzące z klas i wtedy coś mu wpadło do głowy.
   Pobiegł w stronę błoni, a potem skręcił w stronę zegara słonecznego; wskazywał on godzinę za dziesięć ósma wieczorem.
   Zaczął teraz biec z powrotem do dormitorium i na swoje szczęście trafił na ucznia swojego roku, wychodzącego z pomieszczenia Puchonów.
   - Co ty tu robisz? Przecież mamy OpCM. - zagadał niski chłopak do Teda.
   Chłopak nie wiedział nadal o co chodzi, więc jego rówieśnik mówił dalej:
    - Nie widziałeś wywieszonej informacji na drzwiach? - widząc jego zdumienie, opowiadał dalej. - Każdy uczeń pierwszego roku, z każdego domu ma obowiązek stawić się na wspólną lekcje Obrony przed Czarną Magią o 19.30, a lekcja właśnie trwa. Nawet profesor S.  - Tak mawiali na profesor Sprout jej uczniowie - była tu i przypominała, żeby się stawić na lekcje.
   - To czemu się nie stawiłeś? - zapytał zdziwiony Puchon.
   - Z tego samego powodu co ty. Zaspałem. - uśmiechnął się. - Lepiej już chodźmy, nie ma czasu do stracenia.
   Pociągnął za sobą nadal zdziwionego chłopaka i udali się schodami w gorę. Biedny Też ledwo nad nim nadążał. W pewnej chwili zaczął się zastanawiać, jakim sposobem taki niski chłopak umie tak szybko biegać.
   - Jestem Will. - zagadnął znowu znowu uczeń pierwszego roku.
   - Ted. - odpowiedział mu i weszli do klasy znajdującej się na samym końcu mrocznego korytarza.
   Gdy weszli, wszystkie oczy zwróciły się ku nim. Pierwszy jednak odezwał się Profesor Black:
   - Już myślałem, ze nie raczycie się pojawić na mojej, jakież ważnej lekcji w tym roku. 
   Ted i Will pośpiesznie podeszli do ostatniej wolnej ławki na końcu, tuż obok ławki, przy której siedziało dwóch Ślizgonów o głupich uśmieszkach rzucanych w stronę nowo przybyłych chłopców. Lupin jednak odwrócił wzrok, który napatoczył się z deszczu pod rynnę - uchwycił spojrzenie wysokiego Profesora.
   - Za spóźnienia odejmuje po 50 punktów na łeb. - Uśmiechnął się i odwrócił wzrok od Teda. - Czyli minus 100 punktów dla Hufflepuffu. 
   Zaraz po jego słowach, nastały krzyki zdruzgotanych uczniów tego domu. Spojrzenia padły w stronę ostatniej ławki i spoczęły na dwóch Puchonach, po czym odwróciły się, gdy Profesor Black znowu przemówił:
   - Ogden, będziesz się tak gapił, czy może skupisz się na lekcji?
   - Przepraszam. - Odpowiedział Piskliwym głosem przerażony Will.
   - Jak mówiłem, gdy mi tak brutalnie przerwano. - Wrócił do lekcji Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią. - McGonagall zarządziła, aby już pierwszego dnia waszego przybycia do Hogwartu, zacząć uczyć się dosyć istotnej rzeczy w naszym świecie. Widziano... - Przerwał. - Oczywiście to plotki, ale my musimy reagować na nie i traktować z powagą. Ludzie z pobliskich wiosek mówią o dziwnych postaciach na hipogryfach. Ponoć ich hipogryfy zabiły już dwójkę ludzi, a wy, musicie nauczyć się bronić przed tymi tajemniczymi osobami, ponieważ nie znamy ich i nie wiemy jak dużym są zagrożeniem. Tutaj co prawda jesteście bezpieczni, lecz nikt nie wie co wpadnie wam wkrótce do łbów i czy może nie postanowicie chodzić po ciemku na nocne schadzki z dziewczyną do Zakazanego Lasu. - Spojrzał na chłopaka z Gryffindoru przy końcu sali, siedzącego niedaleko od Teda i Willa. Siedział razem z dziewczyną, a obydwoje mieli miodowy kolor włosów i niebieskie oczy niczym narysowane przez wybitnego malarza.
   - Niesamowite. - Pomyślał Ted, po czym odwrócił się do stolika, przy którym siedziała Lucy.
   Andrew Black zaczął opisywać najskuteczniejsze zaklęcia obronne, lecz młody Lupin patrzył w tą jedną stronę. Ich spojrzenia napotkały się i uśmiechnęli się do siebie. Pomachała do niego podekscytowana, a chłopak wyczuł, że mogą zostać kiedyś bardzo dobrymi przyjaciółmi i będą chodzić razem nad jezioro i łapać ryby, jak to chłopak robi zawsze z zaprzyjaźnionymi przyjaciółmi rodziny. Rozmyślał tak, gdy przypomniał sobie wstręt jednej z dziewczyn, kiedy złapał jakąś wielką rybę, której nazwy sam nie znał. Gdyby Lucinda nie chciałaby z nim pójść na ryby, to zrobiliby coś innego. Obmyślał tak sobie cały czas i aż sam nie mógł się doczekać, kiedy spotkają się razem.
   - Na dzisiaj to koniec lekcji. - Zakończył słowami profesor.
   Jednak ktoś mu przerwał.
   - Profesorze, a kiedy będzie praktyka? - Przewała mu dziewczyna z domu Teda. Miała śliczne ciemne oczy i brązowe włosy.
   Zażenowany zachowaniem uczennicy nauczyciel spojrzał w jej stronę i rzekł:
   - Na praktykę jest czas, gdy spotkacie się oko w oko z niebezpieczeństwem. Gdybyśmy wcześniej zaczęli praktykę, to byście pomyśleli, że umiecie wszystko. Tutaj chodzi o co innego. Gdy człowiek się boi, to i stara się bardziej. Gdy myślicie, że nie umiecie czegoś w praktyce, to strach przeszywa wasze ciało i robicie wszystko, aby przeżyć. Są ludzie mądrzy, którzy próbują, ale niestety są też tacy, którzy są głupi i uciekają z krzykiem. Zapamiętajcie to i SŁUCHAJCIE NA LEKCJI. - Odpowiedział profesor i spojrzał w stronę Teda.
   Wszyscy zaczęli wychodzić z sali, a zaczerwieniony Ted wyszedł za Puchonami, lecz skręcił w przeciwną stronę i podążył w stronę cichego miejsca pomiędzy obrazami, a wielkimi oknami zamkowymi. Uczniowie po tej godzinie nie mogli godzinie wychodzić nigdzie, lecz nikt go nawet nie zatrzymał. Spojrzał odległy zegar słoneczny, który dzięki magii wskazywał godzinę i wpatrywał się w odległe wioski, gdzie ponoć grasowały niebezpieczne postacie. Patrzył tak, gdy nagle usłyszał jakby coś, lub ktoś wybił okno po drugiej stronie korytarza.
   Podszedł w tamtą stronę, gdy szyba koło niego pękła, a szkło poleciało w jego stronę. Nie zdążył uciec - poczuł rwący ból - skulił się pod ścianą odsłaniając oczy, lecz ktoś go osłonił i rzucił zaklęcie.
Ted spojrzał w twarz wybawiciela, a w niej ujrzał Profesora Blacka.
Szkło leżało na podłodze, a dwa okna były pozbawione szyb. Nauczyciel złapał chłopaka za rękę i pociągnął za sobą. Puchon czuł ból w prawej ręce, lecz nie miał odwagi spojrzeć na nią; czuł jak ciepła krew spływa po jego dłoni, a jednocześnie brudzi na czerwono grunt pod ich nogami.
   Weszli do ciepłej sali; podbiegła do nich Pani Pomfrey i wskazała najbliższe łóżko, a Ted posłusznie usiadł na nim.
   - Widzę, że ktoś nie słuchał ani jednego mojego słowa. - Odwrócił się Black do Teda. - Mówiłem głośno i wyraźnie, a do tego dwa razy, że nie wolno przebywać na tamtych korytarzach bez opieki.
   - Zawiadomił Pan dyrektorkę McGonagall? - Zapytała nauczyciela Pomfrey.
   - Razem przybiegliśmy na miejsce wypadku, ja podbiegłem do Lupina, a McGonagall wysłała sowę do Ministerstwa i osobiście poszła sprawdzić, czy nie ma nikogo w okolicach. - Przerwał, ponieważ usłyszał donośny krzyk Teda, podczas gdy Poppy wyciągała mu szkło. Popatrzył na niego i ciągnął dalej. - Nie wiem, czy kogoś znalazła, ale wątpię, ponieważ ONI są przebiegli.
   Ted czuł coraz mocniejszy ból, lecz usiłował nie krzyczeć, co nie udawało mu się.
   - Kim są ONI? - Spytała.
   Andrew Black wskazał koniec pomieszczenia i machnął głową na znak, żeby poszła za nim.
Założyła bandaż uczniowi, nakazała mu odpoczynek i poszła za Profesorem.
   - To ktoś gorszy od śmierciożerców jeszcze za czasów Voldemorta. - Szeptał. - Zbierali się paręnaście lat, by wreszcie zawładnąć Ministerstwem, lecz zaczęli od Hogwartu, by zyskać w garści Ministra. Oczywiście wiem to od moich ludzi. Kochana, wiesz po co tu jestem.
   Kiwnęła głową i spojrzała w stronę łóżek. Podeszła do drzwi, otworzyła je na szerz i burknęła:
   - Lepiej niech Pan już pójdzie i nie robi mi problemów.
   - Nie martw się, załatwię to potajemnie. Moi ludzie powinni tu niedługo być; obawiam się, że straciłem paru przez ten wypadek ze szczeniakiem Lupinem. - Rzekł, a jego czarna peleryna, którą miał w zwyczaju nosić, podwinęła się do góry, a Ted, który cały czas dyskretnie na nich patrzył, zdążył zauważyć złote logo z tyłu na bucie Profesora. Nauczyciel OpCM wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi z hukiem,
   Pomfrey podeszła do ucznia pierwszego roku i nakazała mu, by się położył, po czym podeszła w stronę drzwi naprzeciw tych wyjściowych, a światło zgasło i Ted już jej nie widział. Po chwili zasnął.


---------------------------------
Przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami. Niestety nie miałam kiedy go uzupełnić i sprawdzić.
  

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 1.2

   Wszystkie oczy zwróciły się ku nim, mimo że Ted nie zdawał sobie sprawy, że każdy przechodził przez to samo. Położono Tiarę Przydziału na stołku, a ona wyśpiewała swą denną piosenkę, jak co roku. Dosyć sporo było nowych uczniów, więc Ted musiał trochę czekać na swoją kolej. Dyrektorka prosiła po kolei każdego ucznia wyczytując jego imię i nazwisko, a młodego Lupina coraz bardziej ogarniał strach.
   Nadszedł czas na niego; stał dosyć długą chwilę w tym samym miejscu i czuł się, jakby nogi miał przyklejone mocnym, mugolskim klejem. Słyszał wykrzykiwane jego nazwisko, lecz dalej się nie ruszał z miejsca. Poczuł ciepłą rękę na ramieniu i spojrzał na postać obok siebie - była to postać o spokojnym spojrzeniu z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie dokładnie jednak widział tę postać, bo jego całe ciało płatało mu figle, a oczy jakby przesłoniła mgła.
   - No, nie martw się Edwardzie. - Mówiła postać spokojnym głosem. - Chodź już.
   - Ted - Poprawił kobietę.
   Postanowił się wreszcie przełamać jak przystało na syna tak odważnych ludzi, którzy oddali życie za przyszłość wielu młodych czarodziejów.
   Chłopak poszedł za nią, poczuł czucie w nogach, a oczy wróciły do normalnego stanu i widział wszystko tak dobrze jak wcześniej. Usiadł na stołku i poczuł na głowie niemiłą w dotyku Tiarę; opadała mu ciągle na oczy, przez co nic nie widział i nie wiedział co się dzieje w sali. Słuchał jej mruczenia, lecz nie na tyle, by próbować coś zrozumieć z jej bełkotów.
   Wreszcie wykrzyknęła na całą salę:
HUFFLEPUFF!!!
   Nagle stół Puchonów ożywił się i przywitały go gromkie wiwaty.
   Ściągnięto mu Tiarę z głowy, a on od razu wstał i pobiegł w stronę stołu swojego nowego domu. Nie usłyszał, że Tiara syknęła za nim cicho "Powodzenia".
Szukać miejsca nie musiał długo, ponieważ niedużo starsi koledzy od razu zrobili mu miejsce i przywitali targaniem za włosy, a jeden z nich odezwał się jako pierwszy:
   - Widzieliśmy jak zmienił ci się kolor włosów. To było niesamowite. - Mówił z podziwem.
   - Metamorfomag? - Krzyknął drugi chłopak.
   Tym razem odpowiedziała dziewczyna z jasnymi włosami upiętymi w koka, którą widział na peronie. Dziewczyna wstydziła się wsiąść do pociągu razem z innymi pierwszoklasistami. Jest w jego wieku.
   - Spostrzegawczy jesteś... a zarazem głupi. - Mówiła do barczystego chłopaka z dosyć długimi włosami, który odezwał się jako drugi. - Matt, zachowałbyś resztki godności.
   - Julio, spokojnie... - Zwrócił się do dziewczyny. - Przypominam ci, że to ty zrobiłaś obciach mi i moim kolegom, gdy zaczęłaś beczeć.
   Matt zaczął udawać małe dziecko; włożył sobie kciuka do ust i ryknął długie "BEEEEEEE! JA CHCĘ DO MAMY!!"
   Ted słuchał tak tej rozmowy, ale przerwały mu słowa dyrektorki:
   - Lucinda Black!
   Szukał wzrokiem nowego nauczyciela i dostrzegł. Mruknął cicho coś pod nosem i obserwował go - widział jego zachwyt na twarzy, gdy Lucinda podeszła do Tiary. Chwilę się zawahała, ale po chwili ryknęła:
   - Slytherin!!
   Ślizgoni zaczęli oklaskami dla nowego nabytku - jak to Ted nazwał - a potem zaczęli z nią konwersację.
   Puchon poczuł kłucie w żołądku - to może dlatego, że chciał, aby dziewczyna była w tym samym domu co on. W końcu aż do teraz ona była jego jedynym znajomym w tej szkole. - a może to tylko dlatego, że był głodny.
   Ktoś go klepnął w plecy, a on się wzdrygnął.
   - Też nie ufam nowemu profesorkowi. - Urwał i spojrzał w stronę stołu Slytherinu. - On też był w Slytherinie, jak i jego siostra. Zadziwiające jest to, że ma on dopiero 22 lata i tak łatwo zdobył tę posadę.
   Ted dopiero teraz odwrócił się i ujrzał chłopaka niezbyt przystojnego. Miał przekrzywiony krawat w barwach Ravenclawu, oczy zadziwiająco jasne, czarne potargane włosy i okulary "nerdy". Patrzył tak cały czas na Ślizgonów, a dopiero po chwili zauważył, że nie zachował się zbyt grzecznie.
   - Przepraszam, że się nie przedstawiłem. - Wyciągnął rękę do młodego Lupina i się uśmiechnął. - Oliver Ash, trzeci rok, Ravenclaw.
   Ted podał mu rękę i również się przedstawił:
   - Ted... To znaczy Edward Lupin, ale przyjaciele mawiają na mnie Ted, pierwsza...
   - Wiem. - Przerwał mu Oliver. - To znaczy... wiele osób pewnie zna Teda, syna Remusa i Nimfadory, którzy oddali życie za Hogwart. Wiesz, uważaj na niektórych i nie ufaj każdemu, a tym bardziej Ślizgonom, bo będą chcieli cię wykorzystać. - Spojrzał znowu w stronę stołu Domu Węża. - Ponoć widziano niedaleko naszej szkoły niebezpie...
   - Panie Ash, nie powinien Pan przebywać z Krukonami? No chyba, że wstąpił Pan do nowego domu i chce Pan dostać ujemne punkty dla niego, jak i dla Ravenclawu. - Ted spojrzał na mężczyznę w czarnych, krótkich włosach. Na zdjęciu w gazecie miał długie, ale to był on, Andrew Black i miał bardzo niski głos jak na 22-letniego mężczyznę. Spojrzał w stronę swojego stołu i zobaczył, że cały dom gapi się na nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. - Proszę wrócić do chrupania. - Zwrócił się teraz grzeczniej do przed chwilą jedzących uczniów i odszedł z powrotem do swojego stołu, a Ted śledził go dalej wzrokiem, po czym zabrał się do jedzenia, ponieważ jeszcze nic nie jadł, a ciągle burczało mu w brzuchu.
   Znowu usłyszał kłótnię rodzeństwa - ponieważ zdawało mu się tak przynajmniej, że to rodzeństwo.
Chwilę jeszcze słuchał jak się spierają, po czym nałożył sobie na talerz udko kurczaka i fasolkę.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 1.1

   Ted siedział teraz w pociągu do Hogwartu, to był jego pierwszy dzień i sam nie mógł jeszcze w to uwierzyć. Siedział sam w przedziale i rozmyślał o wielu rzeczach. Gdy przypomniał sobie o rodzicach, natychmiast rozwiał te myśli i wziął do ręki gazetę leżącą koło niego. Spojrzał na nagłówek:


     Prorok Codzienny                 1 września 2009 r.
 Nowy nauczyciel w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!
Ministerstwo Magii wybrało właśnie nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią!
Przez chorobę poprzedniego nauczyciela, MM zdecydowało się na zatrudnienie nowego nauczyciela.
Andrew Black zgodził się na współpracę ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.


   Chłopak jeszcze chwilę patrzył na gazetę, lecz po chwili ją zwinął i położył koło siebie.
   - Black? Jakim cudem? - Myślał.
Wierzył we wszystkie opowieści swego ojca chrzestnego i wiedział, że Ministerstwo coś ukrywa.
   -"Pamiętaj, że MM zawsze coś ukrywa w swoich działaniach, więc im nie ufaj" - Zacytował w głowie słowa Harry'ego, które mu powiedział, kiedy przyszedł do niego w odwiedziny zeszłego lata.
   Nagle drzwi przedziału otworzyły się ze zgrzytem i ktoś wyrwał Teddy'ego z jego mrocznych myśli.
   - Oj, przepraszam. Widzę, że zajęte. - Powiedziała dziewczyna w jego wieku. Miała czarne włosy prawie tak ciemne jak on i tak samo ciemne oczy.
   Już chciała wyjść, gdy Ted zatrzymał ją ręką. Gdy już spostrzegł co zrobił, zarumienił się, co zauważyła dziewczyna.
   - Jesteś słodki. - Powiedziała, po czym też się zarumieniła.
   Chłopak dostrzegł w niej coś niesamowitego i gapił się tak na nią przez dłuższą chwilę, gdy dziewczyna zapytała i wyrwała go z tej niezręcznej ciszy:
   - To mogę się dosiąść? - Zapytała z uśmiechem na twarzy.
   Zanim Ted zdążył cokolwiek powiedzieć, ona usiadła.
   - Lucinda Black. - Przedstawiła się, po czym wyciągnęła rękę w jego stronę.
   Chłopak jeszcze chwilę nie mógł do siebie dojść i się na nią gapił, spojrzał w jej czarne oczy. Lucinda dostrzegła zmianę na jego głowie; jego włosy stały się ciemno czerwone.
   - Hej, jesteś metamorfomagiem! - Podnieciła się tym faktem dziewczyna. - Ale super!
   - Muszę się przewietrzyć. - Burknął Ted dokładnie nie widząc sensu swego zdania.
   - Czekaj, pójdę z tobą i kupię nam po czekoladowej żabie! - Krzyknęła podekscytowana dziewczyna i wybiegła zanim z przedziału, lecz skręciła w przeciwną stronę niż on.
   Chłopak otworzył okno w pociągu i patrzył się na mijające drzewa. Może i ta cała Lucinda była miła, lecz on jej nie ufał. Jej krewniak przecież zaczynał pracę w Hogwarcie jako nauczyciel, a jego ojciec chrzestny opowiadał mu, że Syriusz Black nie zostawił potomstwa.
   Po chwili usłyszał ciężkie kroki dziewczyny biegnącej w jego stronę. Dopiero teraz zauważył, że była ubrana, jakby miała iść do lasu na polowanie.
   - Kupiłam nam po jednej Czekoladowej Żabie i paczce Fasolek Wszystkich Smaków. - Uśmiechnęła się do Teda i podała mu Czekoladową Żabę. - Wejdźmy do przedziału.
   - To idź, ja tu chwilę pobędę. - Powiedział.
   - Pozwolę ci, jeśli zjesz swoją żabę i pokażesz mi jaką kartę wylosowałeś.
   - Dobrze. - Odpowiedział krótko.
   Weszła do środka, zamknęła drzwi i usiadła przy szybie. Zauważyła, że patrzy na nią, więc przycisnęła policzek do szyby i pomachała mu. Ted poczuł, że znowu się rumieni, więc odwrócił szybko głowę. Gdy tylko to zrobił, ujrzał przed sobą dwóch dobrze zbudowanych chłopaków, którzy szyderczo się do niego uśmiechali. Wyglądali na co najmniej piątą klasę i nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych.
   - Gdzie jest moja siostra, młody? - Spytał ciemnowłosy.
   - Nie wiem, spadajcie stąd. - Powiedział chłopak, lecz znowu dopiero po chwili doszły do niego jego własne słowa.
   Zobaczył u nich założone krawaty w barwach Slytherinu, więc odparł szybko:
   - Sam jestem w przedziale.
   Niestety nie udało mu się skłamać, bo Lucinda wyszła z przedziału.
   - Cześć bracie, to jest chłopak... - Popatrzyła na Teda i się uśmiechnęła. - Który mi się tak naprawdę nie przedstawił.
    Jej brat podszedł  bliżej do Teddy'go i spojrzał na niego.
   - Chodź Lucy, idziemy. - Powiedział do siostry nadal nie spuszczając wzroku z chłopaka. - Żebym cię z nią więcej nie widział.
   - Pa chłopaku! - Krzyknęła dziewczyna idąc za bratem. - Do zobaczenia!
   Ted wszedł do przedziału i usiadł przy oknie. Był na siebie zły, że dał się dziewczynie tak bardzo zmanipulować. Pewnie on był jej chwilowym zainteresowaniem, bo się nudziła. Nie wspomniała nawet nic o takim nadopiekuńczym bracie.
   Gdy wyjrzał przez okno, dostrzegł, że dojeżdżają już. Widać było już z daleka wielki i piękny zamek, w którym znajdowała się szkoła.
   Spojrzał na siedzenia na przeciwko siebie; dziewczyna zostawiła mu Fasolki Wszystkich Smaków i  swoją kartę z Czekoladowych Żab - widniał na niej Syriusz Black.