piątek, 24 czerwca 2016

Rodziała 1.4

  Od wydarzenia z pękającymi oknami minął dosyć spokojny tydzień. Jednak wszyscy trzymali się od Teda z daleka. Pojawiały się również pogłoski. Rozsyłacze zapewne myśleli, ze młody Lupin pragnął upozorować napad, by stać się bohaterem co nowych historii.
  Tym razem w szkole kręciło sie Ministerstwo Magii. Jak tu czuć się bezpiecznie, skoro z jednej strony ma się kłamliwe MM, a z drugiej wroga o nieznanych zamiarach.
  Ted siedział rozmyślając tak na lekcji dosyć nudnej Historii Magii. Obok niego słuchał z zaciekawieniem profesora Will, który przez ostatni tydzień uważał Lupina za swojego najlepszego przyjaciela i wszędzie za nim chodził.
  - To kto mi powie do czego przyczyniła się sławna czarownica... - Ted nie usłyszał już ostatnich słów profesora, ponieważ było coś, co zainteresowało go za oknem.
  Krzątała się tam dziewczyna o czarnych włosach i płakała.
Zza dziedzińca ujrzał blondyna, który szedł w stronę dziewczyny wolnym krokiem.
  Usiadł koło niej i zaczął wyrywać z jej ręki jakiś świstek. Dziewczyna nie chciała mu go oddać, ale jemu udało się wyrwać z jej ręki.
Wstał i krzyczał coś do dziewczyny, ciesząc się przy tym.
  - Ted! Ted! - krzyczał jakiś głos w jego głowie.... chwila... to nie była jego podświadomość!
Jego przyjaciel trząsł nim jak pluszakiem, a on dopiero teraz to poczuł. Sądząc po bólu ramienia trwało to dłuższą chwilę.
  - Will! Przestań! To naprawdę boli!
  - No coś ty? A mnie boli to, jak mnie ignorujesz. - Odpowiedział przyjaciel z niemałą goryczą w głosie.
•••••••
  - Co się z tobą dzieje, Lunatyku? - Will zaczął go tak nazywać ze względu na jego częste zamyślenia. A może dlatego, że lunatykuje i nawet o tym nie wie?
  - Mówiłem ci, nie nazywaj mnie tak. - Odparł Lunatyk z zamyśleniem.
  - Dobra, chciałem tylko powiedzieć, że jutro jest mecz Quidditcha. Gra nasz dom przeciwko - jak to puszą się wszyscy Gryfoni - z Niezwyciężonymi Gryfonami.
  - Nie, nie chciałeś tego powiedzieć. Po prostu zmieniasz temat. Poza tym nie wrzucaj wszystkich do jednego wora. - Odpowiedział dalej z pewnym zamyślenie. - Słuchaj, widziałem dzisiaj rano na lekcji, jak jakiś chłopak krzywdzi dziewczynę... Znaczy nie wiem co zaszło, ale pokłócili się o jakiś świstek.
  - Odpuść. - powiedział mu przyjaciel, po czym wyszedł z pokoju, ale po chwili wrócił. - Idziesz na trening Gryfonów podpatrzeć ich taktykę i przy okazji zmotywować ich do przegranej?
  - Przecież to zabronione. - Tym razem Ted się ożywił.
  - Zawsze byłeś taki grzeczny? - uśmiechnął się, po czym wyszedł z szalikiem w barwach Hufflepuffu.
  Dopiero teraz młody Lupin dostrzegł jego prawdziwe oblicze. Jednak jedno było pewne. Mimo niechęci do czarodziejów przydzielonych do domu Godryka Gryffindora, Will wykazał się przez ostatnie dni wiernością dla swojego przyjaciela. Ted nie bardzo wiedział w czym rzecz, z czego bierze się ta nienawiść, ale nie miał przyjacielowi tego za złe.
  Wziął swój szalik w żółto czarnych barwach z wyhaftowanym borsukiem i pobiegł za przyjacielem.
Jego przyjaciel wykazywał się zawsze wspieraniem, więc wkońcu Ted był mu winien również wspieranie, bo przecież byli przyjaciółmi.
••••••••
  Przekradli się razem na trybuny i obserwowali ciężko ćwiczących Gryfonów. Trening, jak trening. Podawali do siebie kafel, a co jakiś czas jeden z graczy celował z wielkiej odległości w pętle. Widać, ćwiczyli trafianie z dużego dystansu. Jednak sprawne oko Teda dojrzało pewną zmianę w całym szyku.
  Jeden ze starszych uczniów z domu lwa, podczas lotu na miotle zrzucił na koleżankę jakiś pył, który ledwo było widać.
  - Will - Ted szturchał przyjaciela - widzisz to co ja?
  Zaraz po jego słowach Gryfonka zachwiała się nic nie widząc i spadla z miotły.
Chłopcy zaslonili oczy z przerażenia.
  - Trzeba jej pomóc! - krzyczał Lupin.
  Gdy otworzyli oczy ujrzeli materace, których wcześniej nie było. Materace, które miały na celu zamortyzować upadek i dzięki magicznym właściwością posłać z powrotem na miotłę.
  Dziewczyna zaprezentowała giętkość i elastyczność swojego ciała, po czym wróciła do treningu.
  - Jak ona spadła? - dopytywał przyjaciela Will - To wyglądało jakby ktoś ja zrzucił, ale nikogo koło niej nie było.
  - Obawiam się, że dom lwa zaczął stosować niedozwolone sztuczki. - Zamyślił się. - Tylko pytanie czemu?
  - Lepiej stąd chodźmy, Ted. - szeptał młody Puchon.
  - A czy nie powinniśmy się dowiedzieć więcej na temat ich taktyki? - Szeptał zafascynowany Lupin.
  Był gotowy przekonywać przyjaciela o korzyściach jakie zdobędą, gdy rozprawią się z oszustami. I przede wszystkim jaką będą mieć satysfakcję.
Jednak nie zdążył nic dodać, ponieważ wyprzedzili go w tym starsi Gryfoni.
  - Podglądacze! - krzyknął jakiś młody gracz domu lwa.
Ted w tych ciemnościach nie mógł przyjrzeć się biegnącemu chłopakowi.
  - Powinniśmy wiać! - Krzyknął na cały głos przyjaciel. Już bez żadnych skrupułów, bo i tak ich zauważyli.
  Zeskoczyli z trybunów i zaczęli biec ile sił w nogach. Niestety starsi uczniowie dysponowali najnowszymi modelami mioteł, takich jak: Błyskawica 50, parę różnych Nimbusów, oraz najznamienitsza, najlepsza i najtrudniejsza do zdobycia Błyskawica Śmierci. Była szybka i trwała, więc kapitan - wnioskując po oznaczeniach kapitana, oraz jego wcześniejszych instrukcji w stronę kolegów - który właśnie na niej lecial dosięgnął dwóch pierwszoroczniaków w czasie krótszym niż minuta.
Powalił uciekinierów na ziemię i sam zsiadł z miotły.
  Młodzieniec z szóstego roku miał ciemno brązowe włosy. Gdy zdjął gogle do Quidditcha można było ujrzeć pogodny wyraz twarzy z piwnymi oczami. Nie był wkurzony, jak trzecioroczniak, który pierwszy zauważył podglądaczy, był wręcz rozbawiony zaistniałą sytuacją.
  - Hej młodziaki, nie powinniście tu być. - Cały czas był rozbawiony, co zbiło z tropu chłopców. - Jesteście szybcy i widać, że lubicie Quidditcha. Za rok powinniście pomysleć o karierze gracza, nowy gracz to nowy skarb dla całej drużyny.
  - Czemu to nam mówisz? - Will mówiąc to, próbował opanować drżenie dłoni.
  - Nie mam wam za złe tego, że podglądaliście. - W tym momencie zaczął wichrzyć czuprynę Teda. - W waszym wieku też zawsze podglądałem, jak starsi z różnych domów grali.
Edward wyczuł, że chłopak nie ma złych intencji, więc pragnął jak najszybciej rozwiać wątpliwości związane z magiczną taktyką.
  - Jestem Ted - podał rękę szóstoklasiście i się uśmiechnął.
Gryfon odwzajemnił uśmiech i również się przedstawił:
  - Benjamin Longbottom.
  Chłopców zamurowało, no bo w końcu kazdy dzieciak znał historię o Harry'm Potterze i jego przyjaciołach. Oraz o tym, że mają dzieci, ale jeszcze zbyt małe na Hogwart. Może to tylko zbieg okoliczności, że się tak nazywa - myślał Ted.
  Zapomniał już o magicznym proszku i niedozwolonej taktyce. Teraz nurtował go i ciekawił tylko Benjamin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz