środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 1.3

   Gdy skończyła się uczta, Ted od razu pobiegł za uczniami ze swojego domu, by dostać się do dormitorium. Obawiał się, że droga będzie nie do zapamiętania, i że gdy będzie wracać z lekcji, zamiast do dormitorium wejdzie do łazienki dziewcząt. Na szczęście pokój wspólny Puchonów znajdował się zaraz niedaleko kuchni. Uczniowie zebrali się zaraz za wejściem i wnęką z beczkami, a zaraz potem rozstąpili się na surowe słowa prefektów.
   - Przejście! Przejście dla prefektów, pierwszoroczniaki!
   Nikt się z nimi nie wspierał, ponieważ darzono ich szacunkiem i podziwem.
   Zastukali w beczkę w rytmie "Helga Hufflepuff", a drzwi otworzyły się i uczniowie wbiegli zaraz za prefektami do środka. Ted pobiegł zaraz za chłopcami do męskiego dormitorium i rzucił swoje rzeczy na łóżko koło okna.
   Zaczęło padać. Padało coraz mocniej, a on cieszył się, że był już w ciepłym dormitorium. Postanowił posłuchać opowieści swoim rówieśników, więc wstał wreszcie z łóżka i poszedł do pokoju wspólnego.
   Zastał tam tylko dwie osoby. Jedną z nich była dziewczyna wyglądająca na piątą, albo może szóstą klasę. Obok niej siedział chłopak w podobnym wieku i trzymał dziewczynę za rękę. Ted poczuł się nieswojo, ponieważ dziewczyna spojrzała w jego stronę, a on musiał odwrócić wzrok, bo niegrzecznie było się tak gapić z jego strony. Zdziwił się, ponieważ dopiero co w dormitorium panował w harmider, a teraz pozostał jako jedyny pierwszoroczniak.
   Wyszedł więc z dormitorium i udał się w stronę pustego korytarza. Idąc tak, słyszał głosy dochodzące z klas i wtedy coś mu wpadło do głowy.
   Pobiegł w stronę błoni, a potem skręcił w stronę zegara słonecznego; wskazywał on godzinę za dziesięć ósma wieczorem.
   Zaczął teraz biec z powrotem do dormitorium i na swoje szczęście trafił na ucznia swojego roku, wychodzącego z pomieszczenia Puchonów.
   - Co ty tu robisz? Przecież mamy OpCM. - zagadał niski chłopak do Teda.
   Chłopak nie wiedział nadal o co chodzi, więc jego rówieśnik mówił dalej:
    - Nie widziałeś wywieszonej informacji na drzwiach? - widząc jego zdumienie, opowiadał dalej. - Każdy uczeń pierwszego roku, z każdego domu ma obowiązek stawić się na wspólną lekcje Obrony przed Czarną Magią o 19.30, a lekcja właśnie trwa. Nawet profesor S.  - Tak mawiali na profesor Sprout jej uczniowie - była tu i przypominała, żeby się stawić na lekcje.
   - To czemu się nie stawiłeś? - zapytał zdziwiony Puchon.
   - Z tego samego powodu co ty. Zaspałem. - uśmiechnął się. - Lepiej już chodźmy, nie ma czasu do stracenia.
   Pociągnął za sobą nadal zdziwionego chłopaka i udali się schodami w gorę. Biedny Też ledwo nad nim nadążał. W pewnej chwili zaczął się zastanawiać, jakim sposobem taki niski chłopak umie tak szybko biegać.
   - Jestem Will. - zagadnął znowu znowu uczeń pierwszego roku.
   - Ted. - odpowiedział mu i weszli do klasy znajdującej się na samym końcu mrocznego korytarza.
   Gdy weszli, wszystkie oczy zwróciły się ku nim. Pierwszy jednak odezwał się Profesor Black:
   - Już myślałem, ze nie raczycie się pojawić na mojej, jakież ważnej lekcji w tym roku. 
   Ted i Will pośpiesznie podeszli do ostatniej wolnej ławki na końcu, tuż obok ławki, przy której siedziało dwóch Ślizgonów o głupich uśmieszkach rzucanych w stronę nowo przybyłych chłopców. Lupin jednak odwrócił wzrok, który napatoczył się z deszczu pod rynnę - uchwycił spojrzenie wysokiego Profesora.
   - Za spóźnienia odejmuje po 50 punktów na łeb. - Uśmiechnął się i odwrócił wzrok od Teda. - Czyli minus 100 punktów dla Hufflepuffu. 
   Zaraz po jego słowach, nastały krzyki zdruzgotanych uczniów tego domu. Spojrzenia padły w stronę ostatniej ławki i spoczęły na dwóch Puchonach, po czym odwróciły się, gdy Profesor Black znowu przemówił:
   - Ogden, będziesz się tak gapił, czy może skupisz się na lekcji?
   - Przepraszam. - Odpowiedział Piskliwym głosem przerażony Will.
   - Jak mówiłem, gdy mi tak brutalnie przerwano. - Wrócił do lekcji Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią. - McGonagall zarządziła, aby już pierwszego dnia waszego przybycia do Hogwartu, zacząć uczyć się dosyć istotnej rzeczy w naszym świecie. Widziano... - Przerwał. - Oczywiście to plotki, ale my musimy reagować na nie i traktować z powagą. Ludzie z pobliskich wiosek mówią o dziwnych postaciach na hipogryfach. Ponoć ich hipogryfy zabiły już dwójkę ludzi, a wy, musicie nauczyć się bronić przed tymi tajemniczymi osobami, ponieważ nie znamy ich i nie wiemy jak dużym są zagrożeniem. Tutaj co prawda jesteście bezpieczni, lecz nikt nie wie co wpadnie wam wkrótce do łbów i czy może nie postanowicie chodzić po ciemku na nocne schadzki z dziewczyną do Zakazanego Lasu. - Spojrzał na chłopaka z Gryffindoru przy końcu sali, siedzącego niedaleko od Teda i Willa. Siedział razem z dziewczyną, a obydwoje mieli miodowy kolor włosów i niebieskie oczy niczym narysowane przez wybitnego malarza.
   - Niesamowite. - Pomyślał Ted, po czym odwrócił się do stolika, przy którym siedziała Lucy.
   Andrew Black zaczął opisywać najskuteczniejsze zaklęcia obronne, lecz młody Lupin patrzył w tą jedną stronę. Ich spojrzenia napotkały się i uśmiechnęli się do siebie. Pomachała do niego podekscytowana, a chłopak wyczuł, że mogą zostać kiedyś bardzo dobrymi przyjaciółmi i będą chodzić razem nad jezioro i łapać ryby, jak to chłopak robi zawsze z zaprzyjaźnionymi przyjaciółmi rodziny. Rozmyślał tak, gdy przypomniał sobie wstręt jednej z dziewczyn, kiedy złapał jakąś wielką rybę, której nazwy sam nie znał. Gdyby Lucinda nie chciałaby z nim pójść na ryby, to zrobiliby coś innego. Obmyślał tak sobie cały czas i aż sam nie mógł się doczekać, kiedy spotkają się razem.
   - Na dzisiaj to koniec lekcji. - Zakończył słowami profesor.
   Jednak ktoś mu przerwał.
   - Profesorze, a kiedy będzie praktyka? - Przewała mu dziewczyna z domu Teda. Miała śliczne ciemne oczy i brązowe włosy.
   Zażenowany zachowaniem uczennicy nauczyciel spojrzał w jej stronę i rzekł:
   - Na praktykę jest czas, gdy spotkacie się oko w oko z niebezpieczeństwem. Gdybyśmy wcześniej zaczęli praktykę, to byście pomyśleli, że umiecie wszystko. Tutaj chodzi o co innego. Gdy człowiek się boi, to i stara się bardziej. Gdy myślicie, że nie umiecie czegoś w praktyce, to strach przeszywa wasze ciało i robicie wszystko, aby przeżyć. Są ludzie mądrzy, którzy próbują, ale niestety są też tacy, którzy są głupi i uciekają z krzykiem. Zapamiętajcie to i SŁUCHAJCIE NA LEKCJI. - Odpowiedział profesor i spojrzał w stronę Teda.
   Wszyscy zaczęli wychodzić z sali, a zaczerwieniony Ted wyszedł za Puchonami, lecz skręcił w przeciwną stronę i podążył w stronę cichego miejsca pomiędzy obrazami, a wielkimi oknami zamkowymi. Uczniowie po tej godzinie nie mogli godzinie wychodzić nigdzie, lecz nikt go nawet nie zatrzymał. Spojrzał odległy zegar słoneczny, który dzięki magii wskazywał godzinę i wpatrywał się w odległe wioski, gdzie ponoć grasowały niebezpieczne postacie. Patrzył tak, gdy nagle usłyszał jakby coś, lub ktoś wybił okno po drugiej stronie korytarza.
   Podszedł w tamtą stronę, gdy szyba koło niego pękła, a szkło poleciało w jego stronę. Nie zdążył uciec - poczuł rwący ból - skulił się pod ścianą odsłaniając oczy, lecz ktoś go osłonił i rzucił zaklęcie.
Ted spojrzał w twarz wybawiciela, a w niej ujrzał Profesora Blacka.
Szkło leżało na podłodze, a dwa okna były pozbawione szyb. Nauczyciel złapał chłopaka za rękę i pociągnął za sobą. Puchon czuł ból w prawej ręce, lecz nie miał odwagi spojrzeć na nią; czuł jak ciepła krew spływa po jego dłoni, a jednocześnie brudzi na czerwono grunt pod ich nogami.
   Weszli do ciepłej sali; podbiegła do nich Pani Pomfrey i wskazała najbliższe łóżko, a Ted posłusznie usiadł na nim.
   - Widzę, że ktoś nie słuchał ani jednego mojego słowa. - Odwrócił się Black do Teda. - Mówiłem głośno i wyraźnie, a do tego dwa razy, że nie wolno przebywać na tamtych korytarzach bez opieki.
   - Zawiadomił Pan dyrektorkę McGonagall? - Zapytała nauczyciela Pomfrey.
   - Razem przybiegliśmy na miejsce wypadku, ja podbiegłem do Lupina, a McGonagall wysłała sowę do Ministerstwa i osobiście poszła sprawdzić, czy nie ma nikogo w okolicach. - Przerwał, ponieważ usłyszał donośny krzyk Teda, podczas gdy Poppy wyciągała mu szkło. Popatrzył na niego i ciągnął dalej. - Nie wiem, czy kogoś znalazła, ale wątpię, ponieważ ONI są przebiegli.
   Ted czuł coraz mocniejszy ból, lecz usiłował nie krzyczeć, co nie udawało mu się.
   - Kim są ONI? - Spytała.
   Andrew Black wskazał koniec pomieszczenia i machnął głową na znak, żeby poszła za nim.
Założyła bandaż uczniowi, nakazała mu odpoczynek i poszła za Profesorem.
   - To ktoś gorszy od śmierciożerców jeszcze za czasów Voldemorta. - Szeptał. - Zbierali się paręnaście lat, by wreszcie zawładnąć Ministerstwem, lecz zaczęli od Hogwartu, by zyskać w garści Ministra. Oczywiście wiem to od moich ludzi. Kochana, wiesz po co tu jestem.
   Kiwnęła głową i spojrzała w stronę łóżek. Podeszła do drzwi, otworzyła je na szerz i burknęła:
   - Lepiej niech Pan już pójdzie i nie robi mi problemów.
   - Nie martw się, załatwię to potajemnie. Moi ludzie powinni tu niedługo być; obawiam się, że straciłem paru przez ten wypadek ze szczeniakiem Lupinem. - Rzekł, a jego czarna peleryna, którą miał w zwyczaju nosić, podwinęła się do góry, a Ted, który cały czas dyskretnie na nich patrzył, zdążył zauważyć złote logo z tyłu na bucie Profesora. Nauczyciel OpCM wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi z hukiem,
   Pomfrey podeszła do ucznia pierwszego roku i nakazała mu, by się położył, po czym podeszła w stronę drzwi naprzeciw tych wyjściowych, a światło zgasło i Ted już jej nie widział. Po chwili zasnął.


---------------------------------
Przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami. Niestety nie miałam kiedy go uzupełnić i sprawdzić.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz